Archiwa tagu: john

Co ma Jezus do Johna

J_johnDzisiaj chciałbym podzielić się z wami jednym z moich ulubionych studiów klinicznych Miltona H. Ericksona. Nie udało mi się nigdzie znaleźć omówienia tego o czym będę pisał w języku polskim. Oryginalnie przypadek ten jest opisany w trzy tomowym wydaniu „Conversations with Milton H. Erickson w tomie I na stronach 229-232 (Haley 1985), słowami samego Miltona Ericksona.

Przypadek wyżej zapowiadany traktuje o dwóch mężczyznach, pacjentach szpitala psychiatrycznego cierpiących z powodu zaburzeń schizofrenii. Milton Erickson nazywa ich John i Alfredo. Obaj panowie twierdzili, że są Jezusem Chrystusem. Co ciekawe, każdy z nich był doskonale  świadom tego gdzie się znajduje, oraz faktu, że inni ludzie w koło cierpią na różnego typu zaburzenia. Erickson zaczyna swoją opowieść od momentu, kiedy posadził obu panów na jednej ławce, zaznajamiając ich ze sobą. Erickson opowiada, że podchodził do Johna a ten skarżył się: „Słuchaj, co mówi ten wariat (Alfredo), twierdzi, że jest Jezusem, a ja dobrze wiem, że ja jestem, i ty to dobrze wiesz.”, następnie Erickson podchodził do Alfredo i słyszał dok ładnie to samo. Erickson przemieszczał się od jednego do drugiego pacjenta odpowiadając: Tak, ten człowiek jest szalony, twierdzi, że jest Jezusem., czy np. Alfredo twierdzi, że jest Jezusem Chrystusem, a ty wiesz bardzo dobrze, że on jest szalony, a Alfredo doskonale wie, że ty jesteś szalony, bo twierdzisz, że jesteś Jezusem. John, twierdzisz, że nie jesteś szalony, ale ja słyszę, że mówisz dokładnie takie same rzeczy jak Alfredo. To trwało i trwało, dzień za dniem, a doktor Erickson odwiedzał jednego i drugiego pacjenta.

Pewnego dnia jak opisuje Erickson (Haley 1985 s. 230) przyszedł do niego John i stwierdził, że przemyślał wiele spraw i że: On myśli że jest Jezusem i ja wiem, że jest szalony, i ty wiesz, że on jest szalony. Tylko on sam nie ma o tym pojęcia. dlatego ciągle to powtarza. Ja też to powtarzam i on myśli to samo o mnie. Wygląda mi na to, że obaj jesteśmy chorzy.

Erickson odpowiedział na to: John, ja to właśnie tak odbieram, każda pielęgniarka na oddziale odbiera to w ten sposób.

John przyznał rację, nadmieniając, że chciałby zrobić jeszcze jeden test, aby to potwierdzić. Poprosił Ericksona aby poszedł z nim do biblioteki, następnie wybrał książkę z pułki i znalazł tam na losowo wybranej stronie w różnych wyrazach litery ze swojego nazwiska, po czym stwierdził, że ta książka jest o nim, bo jest w niej ukryte jego nazwisko. Erickson znalazł swoje w ten sam sposób i stwierdził, że ta książka jest jednak o nim. Na to John powiedział: „Ktoś tutaj jest szalony. To nie Ty. Pozwól że chwilę to przemyśle.” W ten sposób udało się Ericksonowi przepracować wszystkie objawy Johna.

Moim zdaniem wyżej opisany przypadek można podzielić na dwie części. Pierwszą stanowi interwencja w której brali udział obaj panowie, John i Alfredo. Trwa ona do momentu, w którym John wyraźnie zmienia swoje nastawienie. Następnie zachodzi pewna praca pomiędzy doktorem Ericksonem a Johnem. Nie chciałbym się tutaj wypowiadać z pozycji autorytetu, na temat tego co dokładnie zaszło i jaki miało wpływ na pacjenta, tym bardziej, że interpretacji działań Ericksona jest bardzo wiele a to na co zwraca się uwagę zależy zwykle od paradygmatu, w którym porusza się osoba analizująca przypadki. Chciałbym raczej podzielić się z Państwem kilkoma wolnymi refleksjami, tak aby zostawić dużo pola dla własnych interpretacji i pomysłów.

Do pierwszej części interwencji warto moim zdaniem postawić pytanie, co spowodowało tutaj zmianę myślenia u Johna. Został on skonfrontowany z drugą osobą cierpiącą na to samo zaburzenie i co więcej posiadającą bardzo zbliżone objawy pod względem treści. Inaczej mówiąc doktor Erickson postawił go w sytuacji, w której sam odmawiał możliwości bycia prawdziwym w swoich urojeniach innemu pacjentowi. Innymi słowy w sposób niedyrektywny John wyrażał przekonanie, że pacjent szpitala nie może być na prawdę Jezusem. Dodatkowo ten sam pacjent obserwował innych ludzi, doktora Ericksona, personel szpitala, oraz drugiego pacjenta, który robił to samo w stosunku do niego, czyli odmawiał mu autentyczności. Mówiąc innymi słowami John mógł zobaczyć to czego sam bronił w sobie u innego człowieka. Mógł też to u niego odrzucić. Ta sytuacja prawdopodobnie wywołała po pewnym czasie przemyślenia również w nim samym, które doprowadziły go do momentu, w którym porzucił stare urojenia i skierował chorobę w inne miejsce.

Zmiana objawu następuje w momencie, w którym poprosił doktora Ericksona o pójście do biblioteki. Co ciekawe dalej mamy tu do czynienia z urojeniami wielkościowymi, tylko o zmienionej treści. Wcześniej John był Jezusem, zbawcą świata, teraz o Johnie piszą w książkach za pomocą specjalnego szyfru, ukrytego w słowach.

Co ciekawe, sposób w który doktor Erickson poradził sobie z tymi urojeniami wcale nie odbiega znacząco od tego, który użył w pierwszej części. Zamiast drugiego pacjenta postawił tutaj siebie w roli lustrzanego odbicia. Robi to w momencie, kiedy mówi do Johna, że ta książka jest o nim, bo można ułożyć litery w nazwisko Erickson. Wówczas John używa tego samego mechanizmu, aby zdyskredytować swoje urojenia. Co Ciekawe, John był w stanie rozpoznać, że coś jest urojeniem dopiero kiedy zobaczył to w innej osobie.

Finalnie Erickson konkluduje, że John wyszedł ze szpitala i został bibliotekarzem. Czasami przychodzi do Alfredo do szpitala, żeby sprawdzić jak się miewa.

Źródło:

Haley, J. (1985) Conversations with Milton H. Erickson, M.D. – Volume 1, Changing Individuals. New York: Triangle Press, s.229-230.